-No chodź z nami! Nie daj sie błagać!-powiedziała Marysia. Ona i Ola chciały mnie zabrać na dyskotekę. Namawiały mnie już dość długo. Wiedziałam, że nie dają mi spokoju dopóki się nie zgodzę. Więc niechętnie się zgodziłam. Umówiłyśmy się za dziesięć minut pod moim domem. Miałyśmy iść na dyskotekę do klubu, niedaleko stąd. Chciałam zostać w domu i zabrać sie za porządki a potem obejrzeć jakiś film, ale powiedziałam, że pójdę, więc słowa musiałam dotrzymać. Wolałabym spędzić ten wieczór z moim chłopakiem, ale Marek musiał dzisiaj jechać na jakieś spotkanie rodzinne za miasto. Westchnęłam i weszłam po drewnianych schodach na góre do sypialni. W domu mieszkałam sama. Rok temu wyprowadziłam się od rodziców. Nie chciałam ich już widzieć na oczy. Oboje byli alkoholikami. Kiedy zbliżały się moje 18-ste urodziny miałam uzbieraną już sporą sumkę, więc mogłam się wyprowadzić. Teraz chodzę do pracy i całkiem dobrze sobie radzę.
Weszłam do sypialni. Był to dość duży pokój by zmieścić małżeńskie łoże, biurko i dużą szafę, która zajmowała całą ścianę po prawej stronie. Od razu skierowałam swoje kroki w stronę szafy. Otworzyłam ją i zaczęłam szukać czegoś co by się nadało na dyskotekę. Ubrałam kusą czarną sukienkę z dekoltem. Poszłam do łazienki żeby sie umalować. W lustrze zobaczyłam uśmiechniętą brunetkę z zielonymi oczami. Nie byłam tą samą dziewczyną co kiedyś. Zmieniłam się kiedy się wyprowadziłam. Kiedyś unikałam ludzi, nie wychodziłam z domu, tylko do szkoły. Siedziałam zamknięta w pokoju słuchając bez przerwy kłótni. Wcześniej próbowałam jakoś reagować. Uspokoić rozjuszonego alkoholem ojca ale wtedy tylko dostawałam od niego. Z czasem nauczyłam się, że kiedy ojciec jest pijany to najlepiej gdzieś to przeczekać.
Zabrałam się do pracy. Kiedy skończyłam, byłam zadowolona z mojej pracy. Wyglądałam seksownie. Szybko pobiegłam z powrotem do sypialni, zabrałam pieniądze z portfela. Schowałam je do stanika. Nie potrzebowałam torebki. Tylko by mi przeszkadzała. Zeszłam na dół. Musiałam jeszcze znaleźć jakieś buty. Otworzyłam szafkę z butami, która jest w holu, zaraz przy drzwiach. Znalazłam czarne, bardzo wysokie szpilki. Ubrałam je i wyszłam z domu. Zamknęłam drzwi na klucz. Klucza nie mogłam wziąść ze sobą, bo nie miałam go gdzie schować. Schowałam go w doniczce, która wisiała nad drzwiami. Zawsze go tam chowałam. Odwróciłam się tyłem do domu i ruszyłam w stronę furtki. Słyszałam już śmiechu dziewczyn, które właśnie wychodziły zza rogu ulicy.
-Yoł śliczna!-krzyknęła Marysia. Ola wybuchła śmiechem.
-Cześć!-odpowiedziałam.
-Mrrr...maleńka jak ty seksownie wyglądasz!-powiedziała Marysia na co Ola i ja wybuchnęłyśmy śmiechem. Podeszłam bliżej Oli i spytałam:
-Co ona znowu brała?
-A jak myślisz?-nie musiałam jej odpowiadać. Obie dobrze wiedziałyśmy co na nią tak wpłynęło. Jej chłopak jest dilerem, często bierze od niego jakieś świństwa. Martwiłyśmy się o nią, ale kiedy próbowałyśmy z nią pogadać zawsze zmieniała temat albo wychodziła pod pretekstem, że zostawiła wode na gazie. Ciągle starałyśmy się ją zniechęcić do tego. Pokazywałyśmy jej różne wycinki z gazet, ale ona w ogóle nie zwracała na to uwagi.
-Marysia?-spytałam.
-Nooo?
-Co brałaś?
-O czym ty mówisz?
-Dobrze wiesz o czym. Ile ci dał?
-Nie wiem o czym ty mówisz-powiedziała-Chodźcie szybciej!
Ruszyłyśmy za nią, wymieniwszy z Olą porozumiewawcze spojrzenia. Doszłyśmy tam w dziesięc minut. Po drodze rozmawiałyśmy o błahostkach. Zapłaciłyśmy za wstęp i kiedy ochroniarz otworzył nam drzwi nasze uszy zaatakowały głośne dźwięki muzyki. Nie miałyśmy ze sobą kurtek, bo był środek lata. Od razu ruszyłyśmy na parkiet. Klub był wypełniony po brzegi. Tańczyłyśmy przez pięć piosenek. Potem ruszyłyśmy w stronę baru, żeby się czegoś napić. Kupiłyśmy sobie po drinku i piłyśmy patrząc na tańczący tłum na parkiecie. Wtedy go zauważyłam. Siedział z jakąś rozchichotaną blądynką. Całowali się. Wyglądali jak para glonojadów. Marysia podążyła za moim wzrokiem. Spojrzała na mnie i już chciała coś powiedzieć, ale nie zdążyła. Wstałam i pobiegłam w ich stronę. Marek zauważył mnie mnie kiedy przedzierałam się przez tłum i zrzucił blądynke z swoich kolan. Ona zdzwiona podążyła za jego wzrokiem i zauważyła mnie. Spytała o coś Marka, ale ten tylko pokręcił głową. Przerażony czekał aż przybiegnę do niego. Minęłam bez słowa blądynke i podeszłam do Marka. Przyłożyłam mu z całej siły w policzek.
-Pogięło Cie?! Kochanie to nie tak!-krzyknął.
-A jak?! Może to twoja kuzynka? Albo spotkanie rodzinne tutaj macie, tak?
-Nie. To nie tak wysłuchaj mnie. Ona się na mnie rzuciła.
-O czym ty mówisz? Kim jest ta zdzira?-spytała blądyna, patrząc wyczekująco na Marka.
-Zamknij sie szmato!-krzyknęłam i popchnęłam blądyne tak, że przewróciła się, przeleciała za stól i znikła za nim.
-Co ty...-nie dosłyszałam co powiedział dalej, bo pobiegłam w stronę wyjścia. Wybiegłam na dwór i pobiegłam w stronę domu. Biegłam bez przerwy, bojąc się, że Marek albo któraś z dziewczyn za mną pobiegnie. Chciałam zostać sama. Chciałam nie myśleć o niczym. Zawisnąć w stanie bezwładności. Chciałam umrzeć. Z Markiem byłam bardzo długo. Poznaliśmy się w autobusie. Przypadliśmy sobie do gustu od razu. Spędzaliśmy ze sobą dużo czasu. Parę tygodni temu, wyciągnął mnie niespodziewanie z domu i zaprowadził na plażę. Tam czekała na nas kolacja. Czerwone wino było nalane w pięknych kieliszkach. Zjedliśmy kolację i poszliśmy na spacer po plaży. Wtedy mi się oświadczył. Mysłałam, że już lepiej być nie może. Moje życie uległo diametralnej zmianie. Mieliśmy się pobrać za rok, w lecie, na plaży. Skromna uroczystość w gronie rodziny i przyjaciół. Teraz wszystko legło w gruzach. Wszystkie nasze plany. Wiedziałam, że już mu tego nie wybacze. Nie chciałam mieć już z nim doczynienia. Jak on mógł mi to zrobić? Zadawałam sobie bez przerwy to pytanie. Nie mogłam wytłumaczyć sobie jego zachowania. Nie wystarczałam mu? Dobiegłam do domu, zabrałam klucz i otworzyłam drzwi. Zamknęłam je za sobą na wszystkie zamki. Rozpłakałam się i upadłam. Leżałam długo na ziemi, płacząć. Dostałam dreszczy od zimnej podłogi. Przestałam płakać i wstałam. Miałam w głowie gotowy plan. Wiedziałam jedno. Nie chciałam już żyć na tym świecie. Chciałam umrzeć. Pobiegłam do salonu znalazłam kawałek papieru i długopis. Usiadłam na kanapie i zaczęłam pisać.
Przepraszam was wszystkich za wszystko. Nie chcę już żyć. Mam dość to za dużo na mnie. Kocham was Marysiu i Olu. Marysia nie bierz więcej błagam Cię. Żegnajcie. Kocham Was. Aga.
Zostawiłam ten krótki liścik w kuchni na stole. Uspokoiłam się. Nalałam sobie do kubka herbaty. Wypiłam ją i poszłam do łazienki. Rozebrałam się. W samej bieliźnie podeszłam do toaletki i wyjęłam żyletkę. Położyłam ją na wannie. Odkręciłam wodę. Zauważyłam pierścionek, który podarował mi Marek. Zabrałam go i zaniosłam do kuchni. Położyłam go koło liściku i dopisałam na nim:
PS. Dajcie to Markowi. Niech to da tej blądynce. Bardziej jej się przyda.
Spokojnie weszłam na górę i poczekałam aż wanna się napełni. Byłam aż za spokojna. Ale nie martwiłam się o to, bo po co. Kiedy wanna się napełniła, zakręciłam kran i pobiegłam do sypialni. Ubrałam białą, bawełnianą sukienkę. Nie chciałam żeby ten kto mnie znajdzie zobaczył mnie w bieliźnie. Zabrałam z szafki w korytarzu piękne świece w kolorze karmelu. Poukładałam je wszędzie w łazience. Zapaliłam je i weszłam do wanny. Wzięłam żyletkę i obracałam ją w rękach patrząc jak iskrzy się w blasku świec. Chwyciłam ją pewniej w rękę i przyłożyłam do uda. Miałam już doświadczenie w cięciu się. Nie pierwszy raz się ciełam. Kiedyś, gdy mieszkałam z rodzicami cięłam się po rękach, aby zapomnieć o wszystkim. Miałam potem problemy, ponieważ w szkole pani zauważyła blizny. Wezwała moich rodziców, ale oni nic nie zrobili. Mało ich obchodziłam. Wróciłam do rzeczywistości. Pewnie machnęłam ręką w której trzymałam żyletkę. Z mojej nogi pociekła krew. Nie czułam bólu. Uodporniłam się na niego już dawno. Przecięłam drugi raz. Po mojej nodze płynęły strumyczki krwi. Kiedy wpadły do wody zabarwiły ją na czerwono. Dla zabawy na drugiej nodze wycięłam żyletką serce. Zaczęłam się smiać z mojego pomysły. Krwawiące serce. Co za ironia. Tą nogę zostawiłam w spokoju. Chciałam żeby było tam tylko serce. Powróciłam do lewej nogi. I zaczęłam ciąć, śmiejąc się. Cięłam i cięłam dopóki nie poczułam, że noga mi drętwieje. Siedziałam w dosyć niewygodnej pozycji. Więc rozprostowałam nogi i zabrałam się za ręce. Cięłam równo starając się jak najbardziej umiałam. Przez przypadek przecięłam sobie skóre na palcu. Wpadłam na pewien pomysł. Przyłożyłam palec do kafelek i napisałam.
Do zobaczenia w piekle Marku.
Wiedziałam, że to chore, ale mało mnie to obchodziło. Namalowałam pare serduszek obok napisu i zabrałam się z powrotem za ręce. Kiedy na obu rękach miałam masę cięć, poczułam ból. Nie zmartiłam się tym, bo wiedziałam, że zaraz wszystko skończe. Przyłożyłam żyletkę do żyły i pociągnęłam. Z rany trysnęła krew. Krzyknęłam z bólu i odpłynęłam w niebyt. Ostatnim obrazem, który zobaczyłam były drzwi łazienki a w niej Marek, Ola i Marysia którzy przerażeni patrzeli na mnie...
Weszłam do sypialni. Był to dość duży pokój by zmieścić małżeńskie łoże, biurko i dużą szafę, która zajmowała całą ścianę po prawej stronie. Od razu skierowałam swoje kroki w stronę szafy. Otworzyłam ją i zaczęłam szukać czegoś co by się nadało na dyskotekę. Ubrałam kusą czarną sukienkę z dekoltem. Poszłam do łazienki żeby sie umalować. W lustrze zobaczyłam uśmiechniętą brunetkę z zielonymi oczami. Nie byłam tą samą dziewczyną co kiedyś. Zmieniłam się kiedy się wyprowadziłam. Kiedyś unikałam ludzi, nie wychodziłam z domu, tylko do szkoły. Siedziałam zamknięta w pokoju słuchając bez przerwy kłótni. Wcześniej próbowałam jakoś reagować. Uspokoić rozjuszonego alkoholem ojca ale wtedy tylko dostawałam od niego. Z czasem nauczyłam się, że kiedy ojciec jest pijany to najlepiej gdzieś to przeczekać.
Zabrałam się do pracy. Kiedy skończyłam, byłam zadowolona z mojej pracy. Wyglądałam seksownie. Szybko pobiegłam z powrotem do sypialni, zabrałam pieniądze z portfela. Schowałam je do stanika. Nie potrzebowałam torebki. Tylko by mi przeszkadzała. Zeszłam na dół. Musiałam jeszcze znaleźć jakieś buty. Otworzyłam szafkę z butami, która jest w holu, zaraz przy drzwiach. Znalazłam czarne, bardzo wysokie szpilki. Ubrałam je i wyszłam z domu. Zamknęłam drzwi na klucz. Klucza nie mogłam wziąść ze sobą, bo nie miałam go gdzie schować. Schowałam go w doniczce, która wisiała nad drzwiami. Zawsze go tam chowałam. Odwróciłam się tyłem do domu i ruszyłam w stronę furtki. Słyszałam już śmiechu dziewczyn, które właśnie wychodziły zza rogu ulicy.
-Yoł śliczna!-krzyknęła Marysia. Ola wybuchła śmiechem.
-Cześć!-odpowiedziałam.
-Mrrr...maleńka jak ty seksownie wyglądasz!-powiedziała Marysia na co Ola i ja wybuchnęłyśmy śmiechem. Podeszłam bliżej Oli i spytałam:
-Co ona znowu brała?
-A jak myślisz?-nie musiałam jej odpowiadać. Obie dobrze wiedziałyśmy co na nią tak wpłynęło. Jej chłopak jest dilerem, często bierze od niego jakieś świństwa. Martwiłyśmy się o nią, ale kiedy próbowałyśmy z nią pogadać zawsze zmieniała temat albo wychodziła pod pretekstem, że zostawiła wode na gazie. Ciągle starałyśmy się ją zniechęcić do tego. Pokazywałyśmy jej różne wycinki z gazet, ale ona w ogóle nie zwracała na to uwagi.
-Marysia?-spytałam.
-Nooo?
-Co brałaś?
-O czym ty mówisz?
-Dobrze wiesz o czym. Ile ci dał?
-Nie wiem o czym ty mówisz-powiedziała-Chodźcie szybciej!
Ruszyłyśmy za nią, wymieniwszy z Olą porozumiewawcze spojrzenia. Doszłyśmy tam w dziesięc minut. Po drodze rozmawiałyśmy o błahostkach. Zapłaciłyśmy za wstęp i kiedy ochroniarz otworzył nam drzwi nasze uszy zaatakowały głośne dźwięki muzyki. Nie miałyśmy ze sobą kurtek, bo był środek lata. Od razu ruszyłyśmy na parkiet. Klub był wypełniony po brzegi. Tańczyłyśmy przez pięć piosenek. Potem ruszyłyśmy w stronę baru, żeby się czegoś napić. Kupiłyśmy sobie po drinku i piłyśmy patrząc na tańczący tłum na parkiecie. Wtedy go zauważyłam. Siedział z jakąś rozchichotaną blądynką. Całowali się. Wyglądali jak para glonojadów. Marysia podążyła za moim wzrokiem. Spojrzała na mnie i już chciała coś powiedzieć, ale nie zdążyła. Wstałam i pobiegłam w ich stronę. Marek zauważył mnie mnie kiedy przedzierałam się przez tłum i zrzucił blądynke z swoich kolan. Ona zdzwiona podążyła za jego wzrokiem i zauważyła mnie. Spytała o coś Marka, ale ten tylko pokręcił głową. Przerażony czekał aż przybiegnę do niego. Minęłam bez słowa blądynke i podeszłam do Marka. Przyłożyłam mu z całej siły w policzek.
-Pogięło Cie?! Kochanie to nie tak!-krzyknął.
-A jak?! Może to twoja kuzynka? Albo spotkanie rodzinne tutaj macie, tak?
-Nie. To nie tak wysłuchaj mnie. Ona się na mnie rzuciła.
-O czym ty mówisz? Kim jest ta zdzira?-spytała blądyna, patrząc wyczekująco na Marka.
-Zamknij sie szmato!-krzyknęłam i popchnęłam blądyne tak, że przewróciła się, przeleciała za stól i znikła za nim.
-Co ty...-nie dosłyszałam co powiedział dalej, bo pobiegłam w stronę wyjścia. Wybiegłam na dwór i pobiegłam w stronę domu. Biegłam bez przerwy, bojąc się, że Marek albo któraś z dziewczyn za mną pobiegnie. Chciałam zostać sama. Chciałam nie myśleć o niczym. Zawisnąć w stanie bezwładności. Chciałam umrzeć. Z Markiem byłam bardzo długo. Poznaliśmy się w autobusie. Przypadliśmy sobie do gustu od razu. Spędzaliśmy ze sobą dużo czasu. Parę tygodni temu, wyciągnął mnie niespodziewanie z domu i zaprowadził na plażę. Tam czekała na nas kolacja. Czerwone wino było nalane w pięknych kieliszkach. Zjedliśmy kolację i poszliśmy na spacer po plaży. Wtedy mi się oświadczył. Mysłałam, że już lepiej być nie może. Moje życie uległo diametralnej zmianie. Mieliśmy się pobrać za rok, w lecie, na plaży. Skromna uroczystość w gronie rodziny i przyjaciół. Teraz wszystko legło w gruzach. Wszystkie nasze plany. Wiedziałam, że już mu tego nie wybacze. Nie chciałam mieć już z nim doczynienia. Jak on mógł mi to zrobić? Zadawałam sobie bez przerwy to pytanie. Nie mogłam wytłumaczyć sobie jego zachowania. Nie wystarczałam mu? Dobiegłam do domu, zabrałam klucz i otworzyłam drzwi. Zamknęłam je za sobą na wszystkie zamki. Rozpłakałam się i upadłam. Leżałam długo na ziemi, płacząć. Dostałam dreszczy od zimnej podłogi. Przestałam płakać i wstałam. Miałam w głowie gotowy plan. Wiedziałam jedno. Nie chciałam już żyć na tym świecie. Chciałam umrzeć. Pobiegłam do salonu znalazłam kawałek papieru i długopis. Usiadłam na kanapie i zaczęłam pisać.
Przepraszam was wszystkich za wszystko. Nie chcę już żyć. Mam dość to za dużo na mnie. Kocham was Marysiu i Olu. Marysia nie bierz więcej błagam Cię. Żegnajcie. Kocham Was. Aga.
Zostawiłam ten krótki liścik w kuchni na stole. Uspokoiłam się. Nalałam sobie do kubka herbaty. Wypiłam ją i poszłam do łazienki. Rozebrałam się. W samej bieliźnie podeszłam do toaletki i wyjęłam żyletkę. Położyłam ją na wannie. Odkręciłam wodę. Zauważyłam pierścionek, który podarował mi Marek. Zabrałam go i zaniosłam do kuchni. Położyłam go koło liściku i dopisałam na nim:
PS. Dajcie to Markowi. Niech to da tej blądynce. Bardziej jej się przyda.
Spokojnie weszłam na górę i poczekałam aż wanna się napełni. Byłam aż za spokojna. Ale nie martwiłam się o to, bo po co. Kiedy wanna się napełniła, zakręciłam kran i pobiegłam do sypialni. Ubrałam białą, bawełnianą sukienkę. Nie chciałam żeby ten kto mnie znajdzie zobaczył mnie w bieliźnie. Zabrałam z szafki w korytarzu piękne świece w kolorze karmelu. Poukładałam je wszędzie w łazience. Zapaliłam je i weszłam do wanny. Wzięłam żyletkę i obracałam ją w rękach patrząc jak iskrzy się w blasku świec. Chwyciłam ją pewniej w rękę i przyłożyłam do uda. Miałam już doświadczenie w cięciu się. Nie pierwszy raz się ciełam. Kiedyś, gdy mieszkałam z rodzicami cięłam się po rękach, aby zapomnieć o wszystkim. Miałam potem problemy, ponieważ w szkole pani zauważyła blizny. Wezwała moich rodziców, ale oni nic nie zrobili. Mało ich obchodziłam. Wróciłam do rzeczywistości. Pewnie machnęłam ręką w której trzymałam żyletkę. Z mojej nogi pociekła krew. Nie czułam bólu. Uodporniłam się na niego już dawno. Przecięłam drugi raz. Po mojej nodze płynęły strumyczki krwi. Kiedy wpadły do wody zabarwiły ją na czerwono. Dla zabawy na drugiej nodze wycięłam żyletką serce. Zaczęłam się smiać z mojego pomysły. Krwawiące serce. Co za ironia. Tą nogę zostawiłam w spokoju. Chciałam żeby było tam tylko serce. Powróciłam do lewej nogi. I zaczęłam ciąć, śmiejąc się. Cięłam i cięłam dopóki nie poczułam, że noga mi drętwieje. Siedziałam w dosyć niewygodnej pozycji. Więc rozprostowałam nogi i zabrałam się za ręce. Cięłam równo starając się jak najbardziej umiałam. Przez przypadek przecięłam sobie skóre na palcu. Wpadłam na pewien pomysł. Przyłożyłam palec do kafelek i napisałam.
Do zobaczenia w piekle Marku.
Wiedziałam, że to chore, ale mało mnie to obchodziło. Namalowałam pare serduszek obok napisu i zabrałam się z powrotem za ręce. Kiedy na obu rękach miałam masę cięć, poczułam ból. Nie zmartiłam się tym, bo wiedziałam, że zaraz wszystko skończe. Przyłożyłam żyletkę do żyły i pociągnęłam. Z rany trysnęła krew. Krzyknęłam z bólu i odpłynęłam w niebyt. Ostatnim obrazem, który zobaczyłam były drzwi łazienki a w niej Marek, Ola i Marysia którzy przerażeni patrzeli na mnie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz